Lekka, a jednocześnie bardzo pożywna jest ta zupa. Moje dziewczyny zajadają się nią z dokładkami – w ogóle kochają takie klimaty, a Oliwka zasuwa tak pałeczkami, jakby urodziła się w Chinach. 😉 O swoich umiejętnościach władania tymi „sztućcami” wymownie pomilczę. 🙂 W przepisie użyłam sosu Tamari – Japończycy podpatrzyli u Chińczyków sos sojowy, który nazwali po swojemu właśnie „Tamari”.  Jeżeli z jakiś względów unikasz soi, to możesz zastąpić ją aminosem kokosowym – przyprawą otrzymywaną z nektaru kwiatu kokosa, którą kupisz w sklepach ze zdrowa żywnością.

Składniki:

ok 1 litr wody

1/3 szkl komosy ryżowej – przepłukana kilkakrotni, namoczona przez ok. 1 godz

1 cm korzenia imbiru

1 ząbek czosnku

1/2 papryczki chilli – u mnie bez nasion, aby nie było z ostro

2/3 łyżeczki czerwonej pasty curry lub według uznania

1 marchewka

1/4 główki kalafiora

1 łyżeczka sosu Tamari lub innego sojowego zamiennie aminos kokosowy

1 łyżeczka pasty z tamaryndowca lub sok z limonki

6 grzybów shitake – u mnie świeże, suszone trzeba przez kilka godzin wymoczyć

1 garść liści szpinaku

1/2 pęczka szczypiorku

1 łyżka posiekanej kolendry

1 łyżeczka oleju sezamowego lub preferowany tłuszcz

1 łyżka oleju kokosowego lub innego preferowanego tłuszczu

Wykonanie:

1. Korzeń imbiru, czosnek rozcieramy ze szczyptą soli w moździerzu lub drobniutko siekamy, ścieramy. W woku/rondlu rozgrzewamy tłuszcze, wrzucamy imbir, czosnek, chilli, chwile przesmażamy. Wrzucamy pastę curry, połowę posiekanego drobno szczypiorku, pokrojoną w paseczki marchewkę, grzyby i podzielony na różyczki kalafior, podlewamy sosem sojowym. Dokładamy odsączoną komosę ryżową. Dwie minuty przesmażamy, podlewamy wodą.

2. Gotujemy pod przykryciem na wolnym ogniu ok. 15 minut – 5 minut przed końcem gotowania dokładamy posiekany szpinak. Doprawiamy pasta z tamaryndowca lub sokiem z limonki, solą, świeżą kolendrą i szczypiorkiem.

Komentarze:
3 komentarze
  1. grash 1 maja, 2019 at 20:39 - Reply

    Dziękuję Aga, pomogłaś – przynajmniej wiem, że nie jestem odosobniona w swoich poszukiwaniach.
    I dziękuję za to: „do napisania- bo to, to na pewno i za „do zobaczenia” . Łatwo nie będzie wypatrzeć Cię w dwudziestotysięcznym mieście ale gdybyś kiedyś popełniła jakieś warsztaty kulinarne w Sandomierzu – pierwsza bym się zapisała.
    Do zobaczenia zatem.

  2. grash 29 kwietnia, 2019 at 17:35 - Reply

    Aga, gdzie w Sandomierzu można kupić te wszystkie dodatki o których piszesz ?(aminos kokosowy, pasta z tamaryndowca) ja mam problem nawet z zakupem jajek ekologicznych – w jednym ze sklepów na tak zwanym osiedlu stwierdzili, że „zerówek” nie sprowadzają bo za małe i nikt by takich nie kupił. Jak możesz pomóż, wystarczy jak podasz ulicę albo „dzielnicę” – znajdę. Twój blog jest dla mnie wybawieniem z kłopotów związanych z dość restrykcyjną dietą. Wszystko zawsze świetnie mi się udaje – dziękuję.

    • Aga Bednarska 1 maja, 2019 at 09:34 - Reply

      Niestety w Sandomierzu szału nie ma – ja kupuje on line, w internetowych sklepach. Spisuje, co mi potrzeba i szukam takiego miejsca, żeby kupić jak najwięcej, bo wiadomo koszty wysyłki… Przykro mi, że nie mogę pomóc. Ściskam Cię bardzo, cieszę się, że moja robota przepisowa widzi Ci się. Do napisania, albo… zobaczenia. 😀